niedziela, 10 marca 2019

Bakugan Stories: "Seishin ni tsuyoi" cz.1


Akcja shot'a "Seishin ni tsuyoi" rozgrywa się cztery lata po wydarzeniach z 2 części 4 sezonu.
Ps. Pojechałam, wiem. xd Nie bijcie ;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




 Na trybunach rozległy się głośnie okrzyki radości i szczerych gratulacji kierowane do zwyciężczyni tej potyczki. Czyli nie do Lio. Dziewczyna skuliła się mimowolnie, a jej grzywka jeszcze bardziej przysłoniła jej twarz. Nieśmiało zerknęła na swoją rywalkę - fioletowooką Avę z krótkimi włosami i pewnym siebie uśmiechem na twarzy. Ava rozsyłała całusy do widowni i machała do wszystkich uradowana ze swojej wygranej. Lio zacisnęła palce na swoim bakuganie domeny Subterra i dyskretnie wycofała się z areny. Bała się że jeśli pozostałaby na niej jeszcze chwilę dłużej to Ava upokorzyła by ją na oczach tych wszystkich ludzi jeszcze bardziej. Nastolatka wolała oszczędzić sobie wstydu.
Zebrawszy swoje rzeczy, opuściła Bakugan City. Chciała wrócić do domu z zamiarem ukrycia się przed światem pod stertą koców.

 

 
***
muzyka

 
Już na wejściu usłyszała pytanie swojej o bitwę od swojej mamy. Od razu w kącikach oczu zebrały jej się łzy. Z trudem powstrzymała chęć wybuchnięcia płaczem na środku przedpokoju. Czym prędzej pognała na górę i zatrzasnęła za sobą drzwi. Oparłszy się o nie plecami osunęła się powoli na podłogę.
- Dlaczego ja... dlaczego jestem taka słaba? - pytała samą siebie.
Wyjęła z kieszeni spodni swojego bakugana i patrząc na niego spytała:
- Dlaczego?
Parę uronionych przez nią łez skapnęło na bakugana. Lio zacisnęła mocno powieki i zacisnęła zęby chcąc powstrzymać wzbierający na sile i ściskający gardło atak płaczu.
- Kochanie wszystko dobrze? - jej mama zapukała do drzwi jej sypialni.
Szesnastolatka momentalnie zaczęła ocierać mokre od łez policzki i się uspokajać.
- Tak, tak. - próbowała przybrać w miarę normalny ton głosu, mając nadzieję że tymi krótkimi potwierdzeniami zbędzie mamę i będzie mogła wrócić do użalania się nad sobą.
- Na pewno? Bo wydawało mi się że płaczesz.
- Naprawdę wszystko jest w porządku.
Klamka nad głową Lio zaczęła się poruszać. Dziewczyna obserwowała ją w ciszy, czekając aż przestanie się ruszać.
- Córciu wpuść mnie do pokoju.
- Chce zostać sama. Zostaw mnie proszę. - pisnęła błagalnie nastolatka.
Natarczywe naciskanie klamki ustało.
- Niech ci będzie. Za dwie godziny będzie obiad. - poinformowała ją mama, a chwilę później Lio usłyszała oddalające się kroki.
Choć teraz odpuściła, to Lio dobrze wiedziała że i tak będą musiały porozmawiać.
Wstała z podłogi i położyła się na łóżku. Wstydziła się przed ludźmi i przed samą sobą swojej słabości. Tego że nie jest na tyle silna by bez płaczu przeżyć każdą porażkę. Jeszcze nigdy nie wygrała żadnej bitwy i to dodatkowo ją załamywało.
- Inni walczą, odnoszą zwycięstwa, a ja? Nie potrafię nawet pokonać jednej osoby. - mruczała pod nosem. - Ava jutro w szkole będzie jak zwykle przechwalać się jak to mi dokopała. Tyle osób ze szkoły widziało tę bitwę. - pisnęła i ukryła twarz w różowym kocu.
Pociągnęła nosem i pozwoliła łzom na nowo znaczyć swoją twarz mokrymi liniami.
- Dlaczego, choć raz nie mogę wygrać? - szepnęła.




***


 Zerkała nieśmiało zza drzwiczek szafki na Avę która śmiała z czegoś co powiedział Owen Foutley, zalotnie poprawiając swoje karmelowe włosy.
- Hej, hej. - nagle ktoś położył dłoń na jej ramieniu. Było to tak niespodziewane że Lio aż podskoczyła wystraszona. Kiedy się odwróciła by spojrzeć na osobę która ją tak wystraszyła, pierwszym co zobaczyła był gruby, luźno zapleciony warkocz z czerwonych włosów.
- Ayako. - wypowiedziała cicho imię swojej przyjaciółki - Ayako Oshima.
- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć. I przykro mi z powodu wczorajszej bitwy. Tej suce jeszcze się nóżka podwinie, zobaczysz.
- To nie była jej sprawka. Ja po prostu nie umiem w to grać. Nawet pięciolatek pokonałby mnie w te grę.
- Nieprawda!
- Prawda. - cicho wypowiedziała to słowo Lio. Słowo które raz było słodkie jak miód, a innym razem gorzkie jak zielona herbata.
- Dobra, trwaj przy swoim uparciuchu. A tak zmieniając temat: idziesz na dzisiejszy mecz footballu?
- Nie wiem, nie zastanawiałam się w sumie nad tym. - odparła cicho Lio. Znów ukradkiem spojrzała na Avę i Owen'a, co nie umknęło uwadze Ayako.
- Dziewczyno, no nie załamuj mnie. - czerwonowłosa stanęła tuż obok otwartych drzwiczek jej szafki, tym samym zasłaniając dwójkę nastolatków rozmawiających nieopodal. - Owen to palant, a Ava to wredna sucz. Nie są warci niczyjej uwagi.
Lio spuściła głowę zawstydzona tym iż ona sama jednak poświęca im jakąś uwagę, chodź według Ayako nikt nie powinien tego robić.
- Skarbie, mówię serio. Iloraz inteligencji u tego gościa jest mniejszy niż u ameby, a ta dziewczyna dałaby dupy każdemu kto by ją o to poprosił. Naprawdę nie warto się nimi przejmować. - przy ostatnim zdaniu jej głos brzmiał łagodnie. Położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki sprawiając tym samym że Lio podniosła na nią spojrzenie swych brązowych oczu.
- Wiesz, chyba jednak pójdę na ten mecz. - Lio uśmiechnęła się do błekitnookiej.
- No i to ja rozumiem! - Ayako klepnęła przyjaciółkę w plecy. Odrobinę za mocno jak można było wywnioskować, po kasłaniu i jednym gwałtownym wciągnięciu powietrza przez szatynkę.
- Wybacz. - usta Ayako wykrzywiły się w przepraszającym uśmiechu.
- Nic się nie stało, ale nie rób tak więcej, błagam.
- Załatwione!
W tym momencie rozbrzmiał dzwonek, obwieszczający rozpoczęcie następnej lekcji. Obie nastolatki szybko pognały do swoich klas z zamiarem porzucenia na te pięćdziesiąt minut trosk doczesnych i oddaniu się w pełni poszerzaniu intelektualnych horyzontów (Dan: Weź wyjdź, Elz: xd ). Taki zamiar miała szczególnie Lio, która wręcz marzyła o tym by chociaż na tą niecałą godzinę zapomnieć o Avie, Owen'ie, swych porażkach i Bakuganie. (Dan: Wait! Wait! Wait! Czy ona chciała zapomnieć o Bakuganie? Co. Z. Tą. Dziewczyną. Jest. Nie. Tak? Jak można chcieć choć na chwilę zapomnieć o tej grze? Elz coś ty stworzyła? Tłumacz się. >.> Elz:... Dan: Zbywasz mnie milczeniem? Nie myśl że ja ci tak łatwo odpuszczę. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. >.> Elz:... Ale kiedy tu żadnej rozmowy nawet nie było. o.o Dan: Cicho)



***


Kiedy dotarła na miejsce na trybunach znajdowała się jedynie garstka uczniów ubranych w szkolne barwy. Postanowiła przycupnąć sobie na plastikowym siedzisku znajdującym się mniej więcej w środkowym rzędzie krzeseł. Z toby wyciągnęła romans w poniszczonej okładce i położyła go sobie na kolanach. Nie minęło dużo czasu, a lektura zupełnie ją pochłonęła. Po przeczytaniu kilku stron stwierdziła że przejdzie się po wodę do nowych automatów które dyrektor sprezentował szkole pod koniec zeszłego roku szkolnego. Kiedy stanęła przy maszynie kryjącej w swoim wnętrzu przeróżne smakołyki, wyjęła z portfela banknot pięciodolarowy. Po wydaniu jej przez automat zarówno butelki z wodą, jak i reszty zorientowała się że przy sąsiednim podobnym urządzeniu stoi wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Miał rude dredy sięgające za ramiona i bródkę, które ładnie komponowały się z jego błękitnymi oczami. Lio widziała go tu po raz pierwszy, i śmiało mogła stwierdzić po jego stroju - eleganckim czarnym garniturze i brązowym krawacie - że z całą pewnością nie przyszedł na mecz. Im dłużej dziewczyna się mu przyglądała, tym silniejsze odczuwała wrażenie że skądś go kojarzy. Niestety nie potrafiła przypomnieć sobie skąd.
- Przepraszam, miałabyś może rozmienić sto dolców? - zwrócił się do niej mężczyzna, o czym zorientowała się dopiero po chwili.
- Ym, niestety nie, przykro mi. - odpowiedziała.
Mężczyzna w odpowiedzi uśmiechną się i powiedział:
- Nic nie szkodzi.
Rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na automat i odwrócił się na pięcie z jawnym zamiarem odejścia.
- Proszę poczekać. - zatrzymała go.
Mężczyzna odwrócił się do niej.
- Ja mogę... panu pożyczyć pieniądze. Ile pan potrzebuje?
- Nie trzeba, skoczę najwyżej do jakiegoś marketu.
- Ale to żaden problem, naprawdę.
Widząc jak sięga do portfela, rudowłosy porzucił próbę powstrzymania dziewczyny przed użyczeniem mu drobnej pożyczki.
- Chciałem kupić tylko colę. Spędziłem dwie godziny w trasie żeby tu przyjechać i na śmierć zapomniałem o czymś do picia, a nie chciałem po drodze się nigdzie zatrzymywać bo naprawdę zależało mi aby dojechać do BayView na czas.
Lio słuchała go uważnie przetrząsając portfel w poszukiwaniu paru drobniaków brakujących do pełnej sumy pieniędzy.
- Rozumiem. - podała mu kasę nieśmiało się przy tym uśmiechając.
- Chodzisz tu do szkoły? - zapytał gdy już otworzył puszkę z colą.
- Tak, przyszłam na mecz.
Szatynka przez cały czas uważnie przyglądała się nieznajomemu, mając nadzieję że w końcu przypomni sobie skąd kojarzy jego twarz.
- Też chodziłem do tego liceum. Przyznam że czas spędzony w tych murach i na tym boisku wspominam bardzo miło.
- A jaki sport pan uprawiał?
- Football. Byłem w szkolnej reprezentacji, ale nawet tak wspaniały sport jak football nie mógł się równać z grą w Bakugana. - przyznał, a na jego twarzy dostrzec można było malującą się nostalgię. - Właśnie dlatego postanowiłem wpaść tutaj. Odwiedzić rodzinne strony, powspominać jak to kiedyś było, zobaczyć mecz footballu i spotkać się ze starymi przyjaciółmi.
- Pana przyjaciele też grali w football?
- Nie, ale grali w Bakugana.
- Dobrzy byli?
- Najlepsi.
Rozmawiali tak jeszcze przez kilka minut, dopóki do Lio nie zadzwoniła Ayako.
- Ym, muszę odebrać, bardzo przepraszam. - dziewczyna spłonęła niczym róża, zestresowana koniecznością tak nietaktownego przerwania rozmowy.
- No hej, gdzie jesteś? - w telefonie rozległ się radosny głos Ayako.
- Przy automatach, za boiskiem.
- Dobra, to ja już do ciebie biegnę.
Po tych słowach Ayako rozłączyła się.
- Widzę, że już jesteś z kimś umówiona. Będę już leciał. Przed meczem chciałem jeszcze coś załatwić. Dziękuje za miłą rozmowę i za pożyczenie pieniędzy... ym...
- Lio. - przedstawiła się krótkowłosa.
Mężczyzna skinął głową i wyciągnął w jej kierunku rękę.
- Jake Vallory. Miło było cię poznać Lio.
Uścisnęli sobie dłonie, po czym Jake oddalił się z uśmiechem widząc zaskoczenie które wtargnęło na twarz nastolatki tuż po tym jak się przedstawił.



***



Ayako dobiegła do automatów w jakieś cztery minuty i zastała swoją przyjaciółkę wpatrującą się gdzieś przed siebie.
- Halo - pomachała jej dłonią przed twarzą - Ziemia do Lio. Czy odbierasz sygnał który ci nadaję?
Szatynka otrząsnęła się z letargu, równocześnie przestając patrzeć się w miejsce w którym Jake zniknął jej z oczu.
- Co? - spytała roztargniona.
Ayako pokręciła głową pobłażliwie.
- Zejdź w końcu na Ziemię. Co tak się dziwnie patrzyłaś?
- Jak ci powiem to nie uwierzysz.
- Zobaczymy. No?
- Przed chwilą rozmawiałam z Jake'iem Vallory.
Ayako zmarszczyła brwi i rzuciła przyjaciółce sceptyczne spojrzenie.
- Jesteś pewna?
Lio bez słowa skinęła głową.
- A może to był ktoś inny. Ktoś kto tylko przypominał. Jake'a Vallory.
- Nie. To był Jake Vallory. Przedstawił mi się.
Brązowooka szybko streściła Ayako spotkanie z graczem Subterry.
Wysłuchawszy wszystkiego do końca, czerwonowłosa założyła ręce za głowę, i mruknęła z powątpiewaniem:
- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
- Co?
- Skarbie, przyjaźnimy się od lat. Jesteśmy praktycznie jak siostry, i zawsze ci wierzyłam, ale czy tym razem nie poniosła cię czasem fantazja? Jake Vallory? Gość który walczył u boku Dana Kuso i Shun'a Kazami?
- Ale ja cię nie okłamuję. Naprawdę!  - ostatnie słowo Lio wykrzyknęła czym wywołała zaskoczenie u Oshimy. Nastolatka bowiem nigdy wcześniej nie widziała takiej reakcji u koleżanki. Lio była zawsze spokojną, bardzo nieśmiałą nastolatką która nigdy nie okazywała zdenerwowania, ani też nie krzyczała. A tym czasem u tej drobnej krótkowłosej Amerykanki Ayako zobaczyła gotowość do bronienia swoich racji.
Lio była zdeterminowana, zdeterminowana... ona... Ayako aż nie mogła uwierzyć w to co widzi. Ta zwykle potulna jak owieczka dziewczyna była zdeterminowana. Zdeterminowana by przekonać Ayako że wcale nie ściemnia mówiąc że spotkała Jake'a Vallory.
Obie licealistki pewnie przyglądałyby się sobie jeszcze dłużej, gdyby nie ich kolega Luke Viser który znalazł się koło nich i przywitał je z uśmiechem na twarzy i delikatnymi rumieńcami na policzkach kiedy witał Lio krótkim "Cześć".
- Siemasz, jak leci? - Ayako uśmiechnęła się do chłopaka.
- Całkiem nieźle, dzięki. - chłopak zaśmiał się lekko i podrapał w tył głowy. - Prawdę mówiąc myślałem, że to ja będę pierwszym który zjawi się na trybunach na długo przed meczem. Zostało jeszcze czterdzieści minut, a to szmat czasu.
- No widzisz, a jednak Lio cię wyprzedziła. Znalazła nawet chwilę by wymyślić nieprawdopodobną historię. Uśmiejesz się jak ją usłyszysz. Nasza mała nieśmiała kluseczka, ma jednak poczucie humoru. - zaśmiała się Ayako i pieszczotliwie wytarmosiła Lio za policzki.
Ta spłonęła jak piwonia i spuściła wzrok.
- Ale to prawda. - powiedziała prawie niedosłyszalnie, rozmasowując prawy polik.
- W takim razie opowiedz. Obiecuję że nie będę się śmiał. - usta Luke'a wykrzywił nieśmiały uśmiech, i chłopak znowu się zarumienił.
Rumieniec ten był widocznie dość zaraźliwy, gdyż policzki Lio również zostały nim przyozdobione.



***



- Ach, więc mówisz że mężczyzna którego spotkałaś przy automatach przedstawił ci się jako Jake Vallory, jeden z Młodych Wojowników Bakugan? Hm... - Luke rozważał na głos słowa Lio.
- Yhym. - przytaknęła dziewczyna.
Siedzieli już na trybunach. Do rozpoczęcia meczu zostało dwadzieścia minut, a uczniów zarówno ze szkoły gospodarzy jak i gości nie przestawało przybywać. Oczywiście uczniowie obydwu liceów tak by znajdować się jak najdalej od uczniów szkoły przeciwników.
- W sumie to... - Luke zastanowił się, na moment zatrzymując wzrok na drużynie cheerleaderek reprezentujących ich szkołę które właśnie zaczęły rozgrzewać się na skraju boiska. - ... nie jest to wcale takie nieprawdopodobne żeby ktoś taki jak Jake przyjechał tu na mecz footballu. W końcu chodził tu do szkoły, był w drużynie, więc w sumie nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby chciał tu przyjechać, zobaczyć jak nowe pokolenie gra w jego ukochany sport i powspominać dawne czasy.
- Chcesz powiedzieć że... - Lio nagle urwała, i sama właściwie nie wiedziała dlaczego.
- Wierzę ci. - Luke uśmiechnął się do niej.
- Dzięki. - dziewczyna zarumieniła się delikatnie.
Oboje spojrzeli na Oshimę, na której twarzy malowały się wątpliwości.
- Nadal nie jestem co do tego przekonana. Bo wiecie, dla mnie osobiście to jest po prosu niewiarygodne że ktoś kto był w jednej drużynie razem z Danielem Kuso, Shun'em Kazami, Chōji'm Marukurą i pozostałymi, od tak po prostu przychodzi sobie do swojej dawnej szkoły na mecz. - wyznała czerwonowłosa.
- To może uwierzysz jak go zobaczysz. - zasugerowała Lio.
- Może. - Ayako utkwiła spojrzenie błękitnych oczu w murawie boiska.




                                                       ***



- No i gdzie on jest? - spytał Luke Lio.
Oboje rozglądali się po trybunach, szukając wzrokiem Jake'a. Jednak nigdzie go nie było.
- Mówił że przed meczem musi jeszcze coś załatwić. Na pewno zaraz przyjdzie. - wzrok Lio spoczął na rozgrywających mecz zawodnikach. Zaczęła się martwić, czy Vallory aby na pewno zjawi się na meczu. Musiał się zjawić. Inaczej Ayako jej nie uwierzy.
Spuściła wzrok. Chyba jednak nie przyjdzie... lecz czemu? Czy coś go zatrzymało? A może coś mu się stało?
- Ej, Lio, czy to nie Jake? - Luke potrząsnął ramieniem koleżanki, chcąc zwrócić jej uwagę na młodego mężczyznę w którego się wpatrywał. Dziewczyna spojrzała w tamtym kierunku. Elegancki garnitur, rude dredy nie skrępowane żadną gumką... tak to zdecydowanie był Jake. Na jego widok Lio odetchnęła z ulgą. Mężczyzna nie widział jej. Stał przy barierce na trybunach i wpatrywał się w boisko i na biegających po nim graczy drużyny zarówno gospodarzy jak i gości. Obok niego stała kobieta, o długich ciemnoniebieskich, niemalże czarnych włosach, ubrana w beżową marynarkę i ołówkową spódnicę tego samego koloru. Stopy obute miała w ciemne czółenka.
- Ej, Ayako, popatrz, to Jake. - Luke nachylił się w stronę nastolatki. Ta spojrzała w miejsce które wskazywał i zobaczyła to co Luke i Lio.
- No... dobra. Mieliście rację. - przyznała, a jej towarzysze wymienili się spojrzeniami i delikatnymi uśmiechami. Cieszyli się z tego że Ayako im uwierzyła.




                                                        ***



Mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla gospodarzy. Uczniowie, rodzice i pracownicy szkoły opuszczali rozlewnym krokiem tereny sportowe liceum. Niektórzy nastolatkowie kierowali się do domów, inni na zakupy, jeszcze inni by spotkać się ze znajomymi, ogólnie każdy szedł w swoją stronę, jednak zdecydowana większość opuszczała boisko po meczu z zamiarem udania się do Bakugan City, na tamtejsze stadiony na których wciąż rozgrywały się bitwy. Z takim zamiarem boisko sportowe opuścił także Jake. On i jego dziewczyna Grace szli pod rękę, nieśpiesznym krokiem, i nawet nie będąc świadomymi że ktoś ich obserwuje (Dan: A nawet nie jeden ktoś, a trzy ktosie).
- To co przywitamy się? - spytał Luke, wodząc wzrokiem za oddalającą się parą.
- Oszalałeś? W życiu! - zaprotestowała Ayako.
- Ale ja chcę się tylko przywitać. - Luke popatrzył na Ayako. W spojrzeniu jego czerwonych oczu widać było wyraz zaskoczenia. - To chyba nie jest nic niezgodnego z prawem.
Dziewczyna nie odpowiedziała nic na jego słowa. 

Przypatrywała się idącym nieopodal nich ludziom.
- Lio, to może ty pójdziesz ze mną? - nastolatek zwrócił się do drugiej koleżanki. - Poznałaś w końcu Jake'a.
- N-no, no tak, a-ale... - dukała szatynka, wpatrując się w czubki swoich butów, nagle dziwnie zmieszana.
- Oj, proszę. Bardzo chciałbym poznać jednego ze sławnych Młodych Wojowników Bakugan.
- O-okej, w sumie czemu nie. - Lio uśmiechnęła się delikatnie do kolegi, widząc że i on się uśmiecha.
- To super, chodźmy! - pod wpływem ekscytacji Luke złapał nastolatkę za rękę i razem pognali za Vallory'm.
Ayako tymczasem stała w miejscu, i patrzyła na nich.
- Nie polecisz za nimi? - rozległo się pytanie. Zadał je bakugan domeny ognia który właśnie wskoczył na ramię dziewczyny.
Ta mruknęła tylko z niezadowoleniem, i chwilę później zaczęła doganiać przyjaciół.
Niestety, kiedy całą trójką skręcili za róg, zobaczyli odjeżdżający sportowy samochód o ciemnobrązowym lakierze. Przez tylną szybę zobaczyli Jake'a siedzącego na miejscu kierowcy, oraz tajemniczą kobietę siedzącą obok niego na siedzeniu pasażera.
- No to ładnie. I tyle z poznawania sławnych osobistości. - rzekła czerwonowłosa.
Luke w jednym momencie zgarbił się lekko. Widać było po jego twarzy że nieco się zasępił.
- Nie martw się Luke. - wojowniczka Subterry położyła dłoń na ramieniu kolegi, chcąc tym drobnym gestem choć trochę go pocieszyć. Jej głos był cichy, ale widać było że dziewczyna nie chce by brzmiał nieśmiało.
- Dokładnie. Mało to znakomitych graczy chodzi po tym świecie? - zapytała Ayako zakładając ręce za głowę, i w ogóle nie przejmując się stanem Viser'a. - Chodźcie lepiej do Bakugan City. Teraz rozgrywa się tam przecież mnóstwo świetnych walk, bo wszyscy gracze trenują przed Igrzyskami, więc jest na co popatrzeć.
- Czy ja wiem czy takie świetne one są. - chłopak podał w wątpliwość słowa koleżanki. - Rozgrywają je dobrzy gracze, to fakt, ale prawdę mówiąc od czasów Dana Kuso i Młodych Wojowników Bakugan, trudno uświadczyć na arenie międzywymiarowej równie znakomitych graczy.
- No dzięki. - Ayako skrzywiła się. - Nigdy nie sądziłam że uważasz mnie za beznadziejnego gracza.
Luke zaśmiał się lekko.
- Nie powiedziałem że jesteś złym graczem. Stwierdziłem tylko że, teraz nie ma już tak dobrych graczy, jak wtedy kiedy to Młodzi Wojownicy byli na podium. Obecnie Liga Mistrzów może się pochwalić wieloma zdolnymi zawodnikami, ale spójrzmy prawdzie w oczy - w starciu z prawdziwymi legendami nie mieliby żadnych szans na zwycięstwo. - usta Luke'a wygięły się w delikatny uśmiech.
- Nooooooooooo... może masz rację. - przyznała błękitnooka. - Dobra, zbierajmy się, bo jak tak będziemy tu sterczeć to ominął nas najlepsze walki, a ja nie mam zamiaru ich przegapić!


                                               




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz